wtorek, 7 maja 2019

Podróże kształcą. Czyli jak wypełnić lukę podczas strajku nauczycieli.


    

            Strajk – to słowo pod koniec kwietnia było na ustach każdego kto ma dzieci w wieku szkolnym. Strajk sprawił że znów pojawiła się ostra polaryzacja w społeczeństwie. Znowu byli ONI i MY. Kasia przez jakiś czas była nauczycielem ( na szczęście już nie jest ) więc widziałem ile czasu spędzała nad pracą będąc w domu. I dlatego od początku byliśmy całym sercem za nauczycielami. Protest był silnie polityczny i ewidentnie miał on zasiać ziarno niepokoju przed zbliżającymi się wyborami. Mimo to los nauczycieli oraz kształcenia dzieci i młodzieży nie jest nam obojętny.   
To jaki stosunek mieliśmy do strajku w dużej mierze było również spowodowane tym że naszymi dziećmi mógł zając się dziadek i rozumiemy tych którzy byli rozgoryczeni postawą nauczycieli ze względu na fakt że nie mieli z kim dzieci zostawić.
Ale skoro dzieciaki miały już czas to:

            Skała, Zamek Wiśnicz, Lipnica Murowana ( lody pod palmami ).

Idą święta. Jedziemy do Babci. Ale nie tak standardowo A4. Pogoda jest super wiec trzeba korzystać. Wsiadamy w samochód i obieramy kurs na Wschód. Czyli wyjazd z Dąbrowy w kierunku Olkusza. Za Olkuszem zamiast na Kraków odbijamy na Skałę. I wtem znajdujemy się w sercu jury Krakowsko-częstochowskiej. Budząca się do życia po zimie przyroda wygląda olśniewająco. Olbrzymie wrażenie robią odkryte skałki. Jeszcze niedawno większość skał była pozarastana krzaczorami, teraz wszystko ładnie oczyszczono. Zatrzymujemy się przy Pochylcu. Pochylec to mekka polskiego wspinania. 
To tutaj poprowadzono drogi wspinaczkowe o najtrudniejszej skali. Olbrzymia przewieszona skała robi piorunujące wrażenie. A jeśli jeszcze ktoś ma pojecie o wspinaniu i zna choć szczyptę historii związanej z ta skalą to może poczuć się jak w raju. Obskakujemy skały dookoła, robimy kilka fotografii i udajemy się w dalszą drogę. Za oknem zmieniają się krajobrazy, były skałki teraz są łaki i pola, ale nadal widać że znajdujemy się na wyżynie. Droga wije się malowniczo przez Słomniki i Proszowice. W okolicy Nowego Brzeska wąskim mostem przejeżdżamy nad królowa polskich rzek Wisłą i kierujemy się w stronę Bochni. To jedno z niewielu znanych mi miejsc gdzie stoją „kiwaki” naftowe. Z Bochni udajemy się w stronę Nowego Wiśnicza. Wiele razy chciałem zobaczyć zamek a teraz nadarza się niesamowita okazja. Odbijamy z trasy w stronę Zamku. Zostawiamy samochód na parkingu i wędrujemy pod bramę. I tu zong. Zamek jest czynny tylko do 16:00. Podobna sytuacje mieliśmy kiedyś w Chojniku. Wtedy udało nam się jakoś namówić ochronę żeby wejść na chwilę. Teraz niestety nie. No cóż ludzie którzy pracują w muzeach tez mają rodziny. Z żalem wsiadamy do samochodu i jedziemy dalej. Następny przystanek Lipnica Murowana. Wieś jakich tysiące a jednak niesamowita. To tutaj odbywa się znany w całej Polsce konkurs na palmę wielkanocną. Ważne jest to że jesteśmy tuż po niedzieli palmowej, a konkursowe palmy zdobią rynek. Wyglądają naprawdę niesamowicie. Zatrzymujemy się na chwilę oglądamy z bliska te cuda. Potem udajemy się na lody, nagroda dla ciała tez się należy. Stamtąd droga już niby prosta, ale nam udało się jeszcze zabłądzić ;) W Zakliczynie na nowym rondzie skręcamy nie tam gdzie trzeba i… przy okazji znajdujemy kolejną atrakcję na lato czyli Spływ pontonami po Dunajcu. Na 100 % jak tylko zrobi się ciepło, wykorzystamy zdobytą wiedzę i uskutecznimy spływ.




            Z wizytą u wujka Witka.  Robale, pająki, węże i jaszczury


Lekcja Biologii Po NASZYMU*). Tak nazwałem kilka fotografii które wrzuciłem na Fejsa po wizycie chłopaków u Witka. Lekcja, tak to była lekcja. Rzadko kiedy trafi się okazja by wziąć do ręki węża, wielką jaszczurkę. A jeszcze rzadziej zdarza się aby spotkać kogoś kto z taką pasją potrafi opowiadać o zwierzakach którym poświęcił całe życie. Chłopaki pojechali tam razem z dziadkiem. I to też było fajne.

Tutaj wrzutka do Witkowego kanału na YouTub:





*) W słowie NASZYMU nie ma błędu W Świętochłowicach wiedza o chodzi.

Dolina Chochołowska – Krokusy. Termy Chochołowskie. Sucha Góra. 05-07.04.2019








          
    











Są takie wycieczki które zapowiadają się niesamowicie, na które czeka się i odlicza dni. Są takie wycieczki które można odbyć tylko w danym okresie. Właśnie do takich wycieczek zalicza się ta, która odbyliśmy do doliny Chochołowskiej. Chcieliśmy się tam wybrać kiedy będą kwitnąć krokusy. Widziałem krokusy na wielu fotografiach i filmach. I zawsze robiły one na mnie niesamowite wrażenie. Musiałem je zobaczyć na własne oczy. Czekałem i sprawdzałem czy to już czy jeszcze. Aż w końcu nadszedł ten dzień. Pojechaliśmy z Robertem, Ewą i Michałem. Pogoda nas niestety nie rozpieszczała. Ale widok łąk usianych fioletowymi kwiatkami był wart poświęcenia. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Termy Chochołowskie aby rozgrzać się po wycieczce. Nocleg w Suchej Górze rano spacer po okolicy i powrót do domu.








poniedziałek, 25 marca 2019

Laserhouse – Urodziny Wojtka 16.03.2019




- Wojtek urodziny się zbliżają. Gdzie chciałbyś zrobić imprezę ? W Jump Word, a może tak jak w zeszłym roku w Teatrze?
- Nie Tata. W tym roku chcę do Laser Hous. Będzie rzeźnia!

A tak się staramy aby wszelką agresję eliminować. Gier pilnujemy, bajki odpowiednie wybieramy, uczymy szacunku do siebie i innych. A tu taki numer … ;)
No cóż urodziny to urodziny. Zaproszenia rozdane z odpowiednim wyprzedzeniem. Wiec jeszcze kwestia tortu.


- Wojtek jaki chcesz tort ?
- Śmietankowy. A może być na nim mój rysunek?
- No skoro może być zdjęcie, to rysunek pewnie też. A co narysujesz ?
- SKINA.

I tutaj dochodzimy do momentu wymiany pokoleniowej. Dla mnie Skin, to taki łysy koleś w glanach i wojskowych ciuchach. Dla Wojtka coś na zasadzie awatara. Więc bardzo się zdziwiłem i odpowiedzią na moje pytanie i końcowym efektem prac mojego syna.

Laser Mouse to takie miejsce gdzie dzieci i dorośli są zamykani w labiryncie. Dostają laserową broń ( jak z gwiezdnych wojen) i specjalna zbroję która pokazuje kiedy się dostało. Zabawa dla chłopaków ale jak się okazało również dla dziewczyn. Goście Wojtka zostali podzieleni na dwie drużyny i odbyła się regularna wojna. W pomieszczeniach były pochowane samochody oraz różne zakamarki w których można się schować. Dzieciaki były przeszczęśliwe. Tort w przerwie i kolejna sesja nawalanki. Pizza i rozbrajamy bombę która jak przystało na bombę znajduje się w specjalnej metalowej walizce. Na koniec odbyła się próba przejścia przez świetlny labirynt. Promienie w ciemnym pomieszczeniu, sceneria niczym z filmu sensacyjnego. Trzy poziomy trudności.


Efekt imprezy jest taki że kolejne dzieciaki postanowiły mieć urodziny w tym samym miejscu. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy to dobrze czy źle ale jedno jest pewne impreza na pewno była niezapomniana. Wojtek stwierdził że była Epicka. Boję się pomyśleć jaką imprezę wymyśli w przyszłym roku. Pożyjemy Zobaczymy.

Rozbrajamy Bombę. 3..2..1... BUUUM




poniedziałek, 11 marca 2019

Poziom 450 i spotkanie idola 10.03.2019


Od jakiegoś czasu dość często chodzimy na ściankę wspinaczkową. W sosnowcu czyli całkiem niedaleko Dąbrowy Górniczej znajduje się obiekt o enigmatycznej nazwie Poziom 450. Jest on zaadoptowanym szybem kopalnianym. Wspinaczka rozwija koordynację ruchową, siłę mięsni oraz gibkość. Dodatkowo jest to świetny sposób spędzania czasu. Ale ten jeden raz był bardzo szczególny. Robert jest fanem kanału BNT na You Tube. Jego twórca Marcin Banot wspina się po kominach. Taka specyficzna forma Urbexu ( Miejska eksploracja ). I właśnie tego Pana mieliśmy okazję spotkać pod ścianką wspinaczkową.  Reakcja syna była niesamowita. Wyglądał bym pewnie podobnie gdybym spotkał Micka Jaggera. Pan Marcin zgodził się na wspólne zdjęcie. Dla niego to niewiele, dla Roberta przygoda której nie zapomni do końca życia.


Muzeum Lotnictwa Kraków 03.03.2019







Warto brać udział w konkursach. Zawsze to fajna zabawa, trzeba czasem pomyśleć, pogłówkować, dać coś od siebie. Rzadko się wygrywa, ale jak już, to zawsze jest to olbrzymia frajda. Wycieczka do Muzeum Lotnictwa zaczęła się właśnie od konkursu. Trzeba było na portalu społecznościowym napisać dlaczego chciało by się zobaczyć. Napisałem:

Nigdy nie byliśmy, a bardzo chcieli byśmy zobaczyć bo:
„Człowiek musi sobie czasem polatać”



No i wygraliśmy.
Były ferie, które mieliśmy już rozplanowane więc na wycieczkę wybraliśmy się tydzień po feriach. Pogoda nie nastrajała najlepiej. Było pochmurno, a po drodze na wysokości Olkusza złapał nas deszcz. Ale wiedzieliśmy, że znaczna część ekspozycji znajduje się pod dachem (Internet rządzi J). Gdy dojechaliśmy, do Krakowa padać przestało. Zaparkowaliśmy i dowiedzieliśmy się od harcerza, że dziś jest organizowany bieg „Tropem Wilczym” i odbywa się on na terenie muzeum. Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej, zapakował bym buty i pobiegł. Ale wracając do wycieczki… Wygraliśmy dwa bilety, pozostałe dwa kupiliśmy. W kasie dodatkowo podbiliśmy pieczątki do zeszytów. I pomaszerowaliśmy do pierwszego pomieszczenia w nowym budynku muzeum. Futurystyczna bryła budynku idealnie pasuje do muzeum, przypomina śmigło, a może samolot. Zdania były podzielone. 


Piłka unoszona strumieniem powietrza.

W pierwszej sali można było namacalnie przekonać się jak wznosimy się w powietrze. Był model skrzydła i dmuchawa oraz piłeczki, które ( przecząc prawu grawitacji ) wznosiły się do góry dzięki różnicy ciśnień nad i pod skrzydłem. Widzieliśmy model balonu wznoszącego się dzięki użyciu ciepłego powietrza. Największa frajda jednak była w symulatorze.

Symulator 








Dzieciaków nie dało się z niego wyciągnąć. Stał też samolot do którego można było wsiąść i pobawić się sterem. Ciekawym eksponatem był mięśniolot, takie połączenie roweru z helikopterem. Zanim udało się nam przejść do następnej sali minęło 45 minut. Zastanawiałem się czy uda nam się zobaczyć całe muzeum… W następnej sali, nasz wzrok przykuł czerwony samolot podwieszony przy suficie. Powieszono go do góry nogami, a raczej kołami. Samolot pochodził od grupy akrobatycznej „Żelazny”. 




"Człowiek musi sobie czasem polatać"




Obok wisiał eksponat przypominający samolot z rysunku Leonarda da Vinci. Z tej sali wyszliśmy na zewnątrz. Przeszliśmy kolka metrów do hangaru w którym przedstawiono ekspozycję dotyczącą różnic w uzbrojeniu pomiędzy układem warszawskim a resztą świata. I tu eksponaty ich opisy, zaczęły mi się mieszać. Przydał by się przewodnik, niestety nie było nikogo takiego. 




W kolejnym hangarze, wystawione były różne eksponaty z początków ery samolotów. Ciekawe że większość z nich nosiła niemieckie emblematy. W końcu udało nam się wydostać na zewnątrz. I tutaj na dość sporym terenie muzeum zrobiliśmy sobie spacer. Po jednej stronie śmigłowce, po drugiej DUSTY POPYLACZ z filmu Samoloty.

Agrolotnictwo czyli Dusty Popylacz
Kukuruźnik alias Antek ( AN - 2)

Dalej kukuruźnik budzący wspomnienia z lotu nad Soliną. Cała aleja samolotów odrzutowych produkcji ZSRR bądź na licencji tegoż Związku. Niesamowite wrażenie robił niemiecki Junkers odrestaurowany niedawno. Widzieliśmy też Tupolewa. Spacer po terenie jest naprawdę fajny. Jest tu sporo ławek, można sobie usiąść. I tak też zrobiliśmy. Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się jeszcze zobaczyć samoloty wyprodukowane przez firmę SAAB. Widzieliśmy je kiedyś w locie ( Dni NATO Ostrawa 2018) Teraz mogliśmy pooglądać jak wyglądają z bliska. Na koniec zahaczyliśmy jeszcze o Papieski helikopter. Niestety był zamknięty. Może innym razem.


Aleja MiG - ów

MiG 29
Śmigłowiec Papieski


Przed wyjściem dzieciaki zaciągnęły nas jeszcze raz do pierwszej sali gdzie znajdował się symulator.
Muzeum Lotnictwa to naprawdę fajne miejsce. Jak zresztą cały Kraków. Choć wstyd się przyznać że do tej pory znałem Kraków tylko z rynku, Wawelu i dzielnicy Kazimierz. Następnym razem pojedziemy do Ogrodu Doświadczeń im Stanisława Lema. Też w Krakowie J   


Trantitle przed wejściem do Muzeum


piątek, 1 marca 2019

Ferie w mieście i poza miastem. 9 - 24.02.2019


Wolne nie zawsze przychodzi znienacka – niestety. Można by wtedy tak na dziko i bez planów. Jak kiedyś. Wsiąść do pociągu byle jakiego.

Województwo Śląskie w tym roku jako ostatnie wybrało się na ferie. Trwały one od 9 do 24 lutego. Ale już dużo wcześniej umówiliśmy się na ferie do Suchej Góry. Niby tak samo jak w zeszłym roku ale jednak inaczej. Zaplanowaliśmy wypad do beskidzkiego raju i do term chochołowskich. Ale po kolei…





Najpierw Dąbrowa Górnicza. Uwielbiamy nasze miasto. Organizacja czasu wolnego jest tutaj niebywale łatwa. Cały czas coś się dzieje. I tak było też podczas ferii. Do wyboru były, zajęcia na strzelnicy, basen, zajęcia z tańca współczesnego, kino, obserwatorium astronomiczne, zajęcia z boksu czy tenisa. Wystarczy tylko ruszyć się z domu. Na pierwszy strzał wybraliśmy się do Nemo.  Wodny park to zawsze ciekawa atrakcja dla dzieciaków a dla nas chwila relaksu. No bo któż nie lubi jak mu bąbelki w jacuzzi plecki masują. A aura już wiosenna, choć jeszcze pełno śniegu dokoła. Są ferie trzeba się bawić, więc się taplamy w wodzie, jeździmy na zjeżdżalniach, bawimy się w chowanego i w gonić. To wszystko można robić w basenie. Gdzieś po drodze wychodzimy na basen zewnętrzny, a tam widzimy jak grupa młodzieży urządza sobie nad basenem bitwę na śnieżki. Długo nas do tej zabawy namawiać nie trzeba. Po wszystkim jeszcze tarzanie się w śniegu, bo to hartuje i dalej do wody i tak kilka godzin.

















Niedziela czyli czas lenistwa więc, aby za bardzo się nie zmęczyć chłopaki z Kasią wybrali się do studyjnego kina Kadr. Są jeszcze takie kina, bez popcornu i koli w kubkach. Takie właśnie jest kino w PKZ. Zgodnie z hasłem wypisanym na budynku: „Kulturze i Sztuce” tutaj obcujemy z kultura i sztuką a kino jakoś od dziecka z tą kultura mi się jednak kojarzyło. I niech tak zostanie.


W poniedziałek dzieci lecą jak na skrzydłach do Pałacu Kultury Zagłębia. Odbywają się tam ich ulubione zajęcia z Breakdance.


We wtorek Kasia zabiera chłopaków do dziadków na wieś. Zmiana klimatu dobrze im zrobi. Wtrącają w niedzielę. W Poniedziałek przyjeżdża dziadek Janek i zabiera ich do multipleksu. Tym razem już z popcornem. Ale dziadek jak może rozpieszczać, to zawsze to zrobi.

I mamy kolejny wtorek. Rano jak przed każdym wyjazdem idę oddać krew. To już pewna tradycja. Po powrocie z RCKiK pakujemy samochód i ruszamy w drogę. Pierwszy zakręt i KLOOOOOOOOPS. Nie mamy hamulców. Strzelił przewód płyn wyciekł więc zdaje się, że dziś nie pojedziemy. Udaję się do znajomego mechanika, ratuj Panie bo mi dzieci płaczą. Niestety od ręki nie da się samochodu naprawić, ale jest szansa że będzie gotowy jeszcze dziś. Pozostaje czekać i mieć nadzieję. Docieram pieszo do domu, oddana krew, zdenerwowanie i niewielki wysiłek fizyczny skumulowały się w jednym momencie. Padam na kanapę i zasypiam. Budzi mnie telefon, samochód do odbioru jest 16:00. Więc jedziemy jeszcze dziś HURAAAAA. Startujemy: Dąbrowa Górnicza, Jaworzno, Chrzanów, Zator, Wadowice, Zalew Mucharz, Sucha Beskidzka, Maków Podhalański, Skawica i w końcu Sucha Góra. Jesteśmy na miejscu, rozpakowanie samochodu i….no przecież nie będziemy siedzieć na tyłkach, cały dzień przespałem trzeba coś zobaczyć. Wybór pada na Czatorzę, jest już ciemno ale wiemy że stok jest oświetlony więc jedziemy sprawdzić warunki narciarskie. Wypad na śnieg to zawsze frajda. Krótki spacerek żeby się dotlenić przed snem. Jest pełnia księżyca, oglądamy majestatyczną Babią Górę w blasku księżyca. Jedziemy jeszcze zobaczyć jak prezentuje się wyciąg na Mosornym Groniu. W drodze powrotnej dzieciaki prawie zasypiają. Więc tylko szybkie mycie zębów i zasypiamy. A cicho jest niesamowicie. Aż w uszach dzwoni.


Wyciąg Wojtek Zawoja Czatoża

Zagroda - Beskidzki Raj




Następnego dnia po śniadaniu. Jedziemy do Beskidzkiego raju. Droga jest niesamowicie malownicza. Przejeżdżamy przez Zawoje i udajemy się w kierunku przełęczy Przysłop. Jeszcze kilka zakrętów ostro pod górę i jesteśmy na miejscu. Widok nawet z dołu jest niesamowity. Ale wchodzimy na wieże widokową i podziwiamy niesamowita panoramę Beskidów. Po zejściu kierujemy się do mini zoo. Spacer pośród kóz, owiec danieli i lam to niesamowita atrakcja. Zwierzęta dają się głaskać i karmić. Po wyjściu z zagrody udajemy się na krótki spacer i wchodzimy do restauracji na kawę. Chłopaki znajduję tor do kręgli. Siedzimy chwilę podziwiając widoki za oknem. W drodze powrotnej zajeżdżamy jeszcze do Klasztoru Karmelitów Bosych.   









Wieża widokowa w Beskidzkim Raju

Królowa Beskidów -
 magiczna Babia Góra

Daniele w zagrodzie - Beskidzki Raj

Kolejny dzień to przygotowana największa atrakcja podczas tych ferii. Wizyta w Termach Chochołowskich.  Śniadanie i odjazd. Zapakowane kąpielówki i ręczniki. Jeszcze krótka wizyta w sklepie i wchodzimy do term. A tu kolejka jak za pączkami w tłusty czwartek. No cóż swoje trzeba odstać. Skoro już taki kawał się przejechało to nie ma co narzekać. Dzieciaki siedzą na ławce z ciocią Ewą a ja w kolejce na schodach.  O dziwo kolejka się cały czas rusza mimo że z głośników co chwilę mówią że będą wpuszczać ludzi jak ktoś będzie wychodził. Po około 30 minutach mamy już upragnione opaski, przebieramy obuwie i wchodzimy do szatni. Szybka zmiana ubrania. Zamykamy szafki i lecimy się pluskać. Do dyspozycji mamy baseny pod dachem i takie na zewnątrz, są bąbelki i beczki z pachnącą jajkami wodą która ma właściwości lecznicze. Jest tez basen z wodą jodowaną, wiec można się nawdychać jodu. Największe wzięcie jednakże ma dolny basen zewnętrzny to tam spędzimy prawie cały dzień. Widok jest niesamowity. Taterki z wody wyglądają niesamowicie. Po południu wpada na basen DJ i zaczyna się impreza. Tańce hulanki swawola. Gdy wychodzimy impreza trwa w najlepsze ale nikt nie ma już siły na dalsze harce. Szybkie suszenie, przebieranie i droga powrotna. To był naprawdę fajny dzień. Docieramy do domu w zadymce śnieżnej, przejazd przez zasypane świerzym śniegiem Krowiarki to też nie lada atrakcja. Na pewno odwiedzimy jeszcze Termy chochołowskie. 












Kolejny dzień kolejne wyzwanie. Tym razem wybieramy się na wycieczkę narciarską.
Kierunek Czatorza. Jest to ośrodek narciarski który pamięta jeszcze czasy kiedy na nartach jeździł dziadek. Ale ma swój klimat. Zawsze jak tam jestem mam wrażenie że obsługa, składa się z górali przyciągniętych z grubej imprezy. Panowie zawsze bardzo mili i strasznie uprzejmi ale nie koniecznie świadomi tego co się dzieje. Na szczęście jesteśmy już tak nauczeni jazdy że nie przeszkadza nam to zbytnio. Po założeniu sprzętu wyjeżdżamy na górę i….. stok okazuje się kompletnie zalodzony. Jest takie lodowisko że bardziej pasowały by nam łyżwy niż narty. Za to widok jest zacny. Widzimy Babia górę w pełnej okazałości. Jeden zjazd na ostrym szlaku i zmieniamy na ten bardziej łagodny. Tam jest już dużo lepiej. Po kilku zjazdach czujemy się tam naprawdę świetnie. Operujące słońce, jest naszym sprzymierzeńcem. Lód jakby coraz bardziej rozmięka i jeździ się jakby łatwiej. Zabawa w najlepsze. Przy okazji odkrywamy super miejsce na sanki. Jutro zabierzemy tu ze sobą Michała.






            Sobota. Ostatni dzień naszego pobytu w Suchej Górze. Pogoda od rana jest wręcz idealna. Lekki mróz i pełne słońce. Dziś jedziemy na saneczki. Ale najpierw wstępne pakowanie bo jutro wyjazd. A pokój nie może wyglądać jak stajnia Augiasza. Po drugim śniadaniu wsiadamy do samochodu i jedziemy do Czatorzy w miejsce gdzie wczoraj odkryliśmy super miejscówkę do saneczkowania. Po drodze odwiedzamy jeszcze informację turystyczna i izbę pamięci Jana Pawła II. Bardzo miła pani w Informacji pokazuje nam wystawę szopek Babiogórskich oraz film o góralach Babiogórskich. Zdobywamy również pieczątki które zbieramy do pamietniczów. Po wyjściu czas na zabawę. Kto zimą w górach był na saneczkach ten wie jaka to frajda. Górka którą jeździmy jest płaska, ale strasznie długa. Urządzamy sobie wyścigi, łączymy ze sobą sanki i zjeżdżamy kupą. A wszystko w cudownej scenerii z Babią Górą w tle. 






I tak zakończyła się nasza wyprawa do Suchej Góry. Wszyscy byli zadowoleni z takich ferii. Nie udało nam się co prawda pochodzić po szlakach, bo było to zbyt niebezpieczne, ale za to innymi atrakcjami nadrobiliśmy tę drobną niedogodność. I umówiliśmy się na Krokusy – jak tylko zaczną kwitnąć. Już nie mogę się doczekać.


Wojtek wchodzi w nad przestrzeń