piątek, 25 stycznia 2019

III ŚLĄSKI FESTIWAL NAUKI. KATOWICE 13.01.2019



III Śląski Festiwal Nauki. Katowice 13.01.2019


To już drugi weekend nowego roku. Trzeba się gdzieś wybrać!!! Ale za bardzo nie ma gdzie a i pogoda nie nastraja. Śnieg który spadł niedawno rozpuścił się i zrobiła się z niego ciapa. Mnie dopadło zimowe rozleniwienie totalne. Ale Kasia znalazła informację że w Katowickim centrum kongresowym odbywa się III Śląski festiwal nauki. No to pakujemy kanapki i lekko zaspani zjeżdżamy winda do samochodu. 

Z Dąbrowy Górniczej do Katowic samochodem jedzie się około 20 minut. Z jednej strony to naprawdę nie daleko, z drugiej odwieczne korki i problemy z parkowaniem. Gwar i tłok również robią swoje. Dlatego też rzadko zapuszczamy się do stolicy metropolii. Ale też przyznać trzeba że oferta miasta nam nie odpowiada. Tym razem jednak jest zupełnie inaczej. Wchodzimy do centrum kongresowego znajdującego się za Spodkiem i : 

INO SCIENCE ŻODYN FICTION 
(Tylko nauka a nie fikcja) 

Takie oto hasło widnieje na wręczonych nam przypinkach. Hasło jakże wymowne, będące połączeniem gwary Śląskiej i Języka Angielskiego. Wielkie hale zamieniły się w laboratoria naukowe. 

Jest godzina 10. Po zrzuceniu odzienia wierzchniego wchodzimy na salę główną i… nie wiemy od czego zacząć. Od ilości stoisk i ciekawych rzeczy kręci się dosłownie w głowie. Kasia gubi się od razu i znajduje nas po pół godzinie. 


Ciecz nieniutonowska czyli - woda z mąka ziemniaczaną

My zaczynamy od stanowiska koła naukowego chemików przy Uniwersytecie Śląskim. Zainteresowała nas ciecz nieniutonowska. Musieliśmy ją trochę pomieszać bo jakiś czas nikt się nią nie bawił. 

Przysmak Smoków - niezdrowe czipsy maczane w ciekłym azocie

Jak już ubrudziliśmy się dostatecznie  (poznając jednocześnie jej cechy oraz możliwość zastosowania w kamizelkach kuloodpornych) studenci obsługujący stanowisko zaprosili nas na poczęstunek składający się z chrupek moczonych w ciekłym azocie. Super frajda chłopaki buchali parą jak smok Wawelski. I znowu dawka wiedzy której w szkole raczej nie pokażą. A to dopiero początek. Następnie czeka nas pokaz utleniania. (Zabawa dla piromanów) Płonący na biało miś haribo, jakiś proszek który pali się na zielono jakiś inny który wrzucony do wulkanu wyrzuca z niego jakąś zielonkawą substancję która ponoć jest używana jako barwnik do farb i lakierów. Tuż obok pod sufit wznosi się słup dymu, lub pary. Nie dowiedzieliśmy się co to było bo gdy tam dotarliśmy studenci zajęci byli pokazami opartymi na suchym lodzie. 

Akwarium pełne CO2

 Po przejściu na kolejne stanowisko zaczynamy bawić się w mieszanie płynów do oznaczenia ph pięknie zmieniają kolory. Ilość informacji przyswajanych równa się tej która nam umyka. Ale zabawa jest przednia. Tutaj każdy może zostać laborantem wiec ubieramy fartuchy i liczymy na to że nic nie wybuchnie. 

A te rękawiczki to po to by nie zostawiać odcisków

Lingardium Lewiosaaaaaa. Wojtek jak Hary Potter albo i lepiej

Na następnym stanowisku pokazują i objaśniają nam zasadę fluorescencji. Coś tam na początku nie wyszło z roztworami więc aby pokazać działanie lampy UV wyciągam z portfela banknot i układam na lampie – świeci jak się patrzy, znaczy oryginał J Tuż obok trafiamy na Kasię która zakręciła się przy stoisku z kuchnią molekularną. ( Teraz wiem na 100% że wolę naturalny roślinny i odzwierzęcy pokarm ). Tuż za naszymi plecami ustawiła się kolejka do żyroskopu a raczej trenażera lotów samolotowych. Widzę w oczach moich dzieciaków że musimy również odstać swoje. Udaje mi się ich namówić że przyjdziemy później jak kolejka się zmniejszy i idziemy dalej. Kasia znalazła pokaz wirtualnej rzeczywistości. Więc chłopaki jeden po drugim zakładają gogle i wskakują w komputerowy świat. 
STAR WARS POCZĄTEK

Ja w tym czasie na stanowisku podziwiam prace drukarki 3D. Dowiaduje się że aby wydrukować jakiś niewielki element potrzeba naprawdę sporo czasu. Niewielkie łożysko drukowało się około 8 godzin. Na hali zamontowane są platformy na które można wejść i pooglądać wystawę z góry. Wykorzystujemy to miejsce aby chwilę odpocząć i coś zjeść. Hm czy wykorzystujemy ?? Raczej nie bardzo. Tuż po wejściu chłopaki z góry odnajdują stanowisko Taurona gdzie po wrzuceniu pustej butelki widać sposób jej przetwarzania. Banana zjedli dosłownie w locie. To nazywa się pociąg do nauki. Przechodzimy obok stanowiska z modelami silników. Dwusuw, czterosuw, diesel oraz silnik wankla nie robią na dzieciach wrażenia, w przeciwieństwie do mnie. Nie dali mi się zbytnio nacieszyć korbkami, nie pozwolili zobaczyć pracy mikroskopijnej wielkości silnika parowego.

Tak działa serce naszego samochodu. 

 Ale za to, obok było stanowisko na którym kolejni studenci pobierali odciski palców i opowiadali w jaki sposób zbiera się ślady na miejscu zbrodni. Gdzieś po drodze zauważyłem stanowisko mojej Alma Mater. (Wydział Nauk o Ziemi UŚ). I tam obejrzeliśmy symulację trzęsienia Ziemi oraz pokaz powstawania niszczących sił fal Tsunami. 

Jak tompnie na grubie to w kerym bloku szolka śleci z byfyja ? W tym proszę pana !

Vis-à-vis znajduje się stanowisko Muzeum Energetyki w Łaziskach Górnych. Podchodząc tam na chwile zakotwiczyliśmy na dobre pół godziny. Zaczęliśmy od maszyny elektrostatycznej (wytwornicy piorunów). Kręcenie korbką powodowało przeskakiwanie iskry pomiędzy metalowymi kulkami albo po podpięciu do dzwonka powodowało dzwonienie. Następnie mieliśmy okazje zobaczyć jak działa płyta z Elektro-magnesem na której znajdowały się poukładane metalowe kulki. Kolejno zaczęliśmy oglądać jak przepływa prąd laboratoryjną instalacją do domku w którym była zamontowana żaróweczka. Następnie mieliśmy okazje pobawić się kulami plazmowymi, zbliżamy do nich świetlówki a one zaczynają świecić. Ostatnim stanowiskiem jest elektromagnes który można spróbować rozerwać. Nie udaje się. Na koniec podpięci do prądu w łańcuszku trzymając się za ręce sprawdzamy czy ludzkie ciało przewodzi prąd. I do tego grająca cewka Tesli. Musimy wybrać się do muzeum energetyki ponieważ ich pokaz zrobił na nas PIORUNUJĄCE wrażenie. 

Elektryka prąd nie tyka

Nie ma siły musimy wrócić do żyroskopu bo nam dziurę w brzuchu dzieci wywiercą. Kolejka jakby krótsza. Postoimy. 



Jeszcze jedna rzecz wydaje się być ciekawa. Stoisko gdzie pobierają odciski palców i opowiadają o pracy policji na miejscu popełnienia przestępstwa. Oddajemy odciski, słuchamy chwilę o zbieraniu odcisków stup i opon samochodowych, ale gdy dochodzi do opisu pobierania DNA denata postanawiamy sobie odpuścić. 

Przed chwilą była mowa o trupach i miny dzieci mówią same za siebie.

Odwiedzamy również stanowisko jednego z banków gdzie mamy okazje obejrzeć jak liczone są monety, stoi również maszyna do liczenia banknotów ale ze względów finansowych nie ma możliwości zobaczenia jak działa. 

Wiktor Niedzicki - człowiek  który przybliżył Polakom laboratorium 

Bardzo chcieliśmy zobaczyć Mirosława Hermaszewskiego, dotarliśmy na jego wykład ale było w namiocie pokazowym tylu ludzi że musieliśmy zrezygnować. Za to spotkaliśmy pana Wiktora Niedzickiego wielkiego propagatora nauki znanego miedzy innymi z prowadzonego w telewizji programu Laboratorium. Załapaliśmy się na jego podręczniki do wykonywania domowych eksperymentów. 
Karaczan Madagaskarski

Na koniec poszliśmy jeszcze pooglądać meteoryty oraz robale. Wychodzimy z hali pięć godzin później. Jest 15:00 nikt nie wie kiedy minął nam ten czas. Bawiliśmy się świetnie. Mimo że festiwal nauki odbywał się po raz trzeci my nic o nim wcześniej nie wiedzieliśmy. Ale teraz wpisujemy go na stałe do naszego kalendarza wycieczek rodzinnych. BYŁO SUUUUPER. 

Meteoryt ( kopia wykonana z pianki )


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz